Szabla
„Poznali poganie mistrza nad mistrzami i omdlały w nich serca. Ten i ów zdarł konia, by ze strasznym mężem się nie spotkać; mały rycerz zaś rzucał się za uciekającymi na kształt zjadliwego szerszenia i coraz to innego jeźdźca żądłem przeszywał.”
(Henryk Sienkiewicz – Pan Wołodyjowski)
Przed wiekami szabla bojowa, broń sieczna o zakrzywionej głowni, przeznaczona była głównie do walki na koniu. Stopniowo zaczęto jej używać w walkach pieszych. Lekką szablę wprowadził do pojedynku, a potem do szermierki sportowej w drugiej połowie XIX wieku włoski fechtmistrz Giuseppe Radaelli. Szabla sportowa to broń sieczno - kolna, co oznacza, że trafienia zadaje się cięciem bądź pchnięciem. Pole trafienia obejmuje tułów, głowę i ramiona. W sędziowaniu obowiązują przepisy umowne dotyczące pierwszeństwa pewnych działań i obowiązku przestrzegania określonej kolejności działań w starciu szermierczym.
W Polsce szabla darzona była zawsze wielkim sentymentem, a miłość do tej broni i szczególne do niej predyspozycje naszych szermierzy zaowocowały wspaniałym dorobkiem. W igrzyskach olimpijskich szabliści z biało-czerwoną opaską na ramieniu wywalczyli osiem medali, w seniorskich mistrzostwach świata - trzydzieści cztery, w mistrzostwach świata do lat dwudziestu - dwanaście, a w mistrzostwach świata do lat siedemnastu – sześć. Mistrzostwa Europy przyniosły dziesięć medali seniorów, pięć juniorów i jeden medal juniorów młodszych.
Swój udział w tym wspaniałym dorobku zaznaczyli zawodnicy naszego Klubu, a największy bez wątpienia Marek Kuszewski. Trzykrotny wicemistrz Polski – lata 1954, 1955 i 1960, brązowy medalista z 1959 roku, siódmy zawodnik mistrzostw świata juniorów w Budapeszcie (1955), drużynowy wicemistrz świata seniorów z Luksemburga (1956), brązowy medalista drużynowo z Paryża (1960) oraz zdobywca najcenniejszych trofeów w historii Kolejarza – dwóch srebrnych medali olimpijskich zdobytych w drużynie prowadzonej przez węgierskiego trenera Janosa Keveya w Melbourne (1956) i Rzymie (1960). Z australijskich igrzysk szczególnie godna zapamiętania jest walka z Lwem Kuźniecowem. Po porażkach Zuba z Bogdanowem 1:5 i Pawłowskiego z Rylskim 2:5, w decydującym pojedynku Rosjanin prowadził 3:2 – na szczęście trzy precyzyjne akcje Marka Kuszewskiego przechyliły szalę na korzyść Polaków w tym niezwykle ważnym dla ostatecznej klasyfikacji meczu. W 1956 roku dolnośląscy kibice docenili wspaniałe występy wrocławskiego szablisty na światowych planszach, plasując Go na trzecim miejscu czwartego plebiscytu na najpopularniejszych sportowców regionu.
Zgrupowania z Janci Bacim, jak pieszczotliwie nazywali fechtmistrza Keveya podopieczni, mile wspomina Janusz Dąbrowski – niezwykle fair walczący doskonały szablista - zdobywca pierwszego złotego medalu w klubowej historii, wywalczonego w mistrzostwach Polski juniorów w 1954 roku. Do dzisiaj świetnie pamięta finał turnieju w ostatnim dniu zgrupowania w Zakopanem, gdzie spotkał się z siódemką najlepszych juniorów Polski, którzy wspólnie zadali mu trzy trafienia. Od tego czasu zachodzi w głowę, skąd tak wspaniała dyspozycja, jakiej w przyszłości już nie osiągnął – przeciwnicy sprawiali wrażenie much poruszających się w smole. Podobne zdarzenie wspomina Wojciech Zabłocki – w spotkaniu drużynowym nie otrzymał żadnego trafienia, podobnie było z Krzysztofem Puzianowskim na turnieju w Czerwieńsku – czołówka polskich juniorów ukłuła go zaledwie cztery razy, z czego dwa były ewidentnymi pomyłkami sędziowskimi. Sportowcy takie przypadki nazywają „dniem konia”. Pan Janusz przez długie lata był podporą zespołu Kolejarza wspólnie z obdarzonym ognistym temperamentem Maciejem Głowackim, Jerzym Śmiałkowskim – doskonałym bagnecistą (mistrzem Spartakiady X-lecia), Zdzisławem Kaszczukiem, Zbigniewem Dzięglewskim, Czesławem Wojciechowskim, świetnym dzisiaj ortopedą Maciejem Koperskim, Michałem Łosiem-Tynowskim, czy wreszcie z niezwykle widowiskowo walczącym Kazimierzem Mądrzakiem. Uczył „robienia szablą” młodych entuzjastów fechtunku, aktywnie działał we władzach Klubu i Okręgowego Związku Szermierczego a po zejściu z planszy - już jako dyrektor firmy Inco - sponsorował turniej dla dzieci, który po latach przekształcił się w znany w Europie Challenge Vratislavia.
W 1964 roku rozpoczął szermierczą przygodę Kazimierz Górniak – uzdolniony szablista, dwukrotny zwycięzca Międzynarodowego Turnieju z okazji Dnia Kolejarza. Pan Kazimierz przez lata poznawał pracę Klubu od podszewki. Przekształcił się z zawodnika w trenera, następnie pełnił funkcję gospodarza obiektu. Od 1985 roku aktywnie działał w zarządzie sekcji, by w kolejnych trzech kadencjach zasiąść na fotelu wiceprezesa. W końcu objął w 1997 roku zaszczytną, ale też odpowiedzialną i niewdzięczną funkcję prezesa, z którą doskonale radzi sobie do dzisiaj. W czasie swojej pracy ustabilizował sytuację finansową Klubu, doprowadził do modernizacji wszystkich pomieszczeń od piwnicy aż po dach (wymiana okien, zmiana systemu ogrzewania, podniesienie standardu pomieszczeń hotelowych etc.), a także rozreklamował hotel i przy pomocy klubowych działaczy zorganizował wiele imprez szermierczych najwyższej rangi.
W latach 60. grupę szablistów wzmocnił wychowanek trenera Jerzego Gadkowskiego - Jerzy Pisula, który wraz z rodzicami przywędrował do Wrocławia z Białegostoku. Pogodne usposobienie Jurka ożywiło i scementowało grupę, a szczególnie zyskał sportowo Zbigniew Wolski, wywalczając sobie dzięki niezwykłej ambicji i twardej rywalizacji ze świetnie wyszkolonym rywalem miejsce w krajowej czołówce. Jerzy Pisula sięgnął w 1967 roku po tytuł mistrza Polski juniorów młodszych, w 1968 razem ze wspomnianymi wcześniej Januszem Dąbrowskim, Kazimierzem Górniakiem, Kazimierzem Mądrzakiem i Zbigniewem Wolskim uplasował się na szóstej pozycji mistrzostw Polski seniorów w Warszawie (Kolejarz prowadził w meczu o półfinał z dowodzoną przez Jerzego Pawłowskiego warszawską Legią 6:3 !), a w latach 1970 i 1971 był już mistrzem kraju w kategorii dwudziestolatków. W mistrzostwach świata juniorów dwukrotnie plasował się tuż za finałową ósemką, zajmując jedenaste miejsce w Genui i dziewiąte w Mińsku. W następnych latach ambitnie, ale i bezowocnie walczył o awans do reprezentacji kraju, zdobywając niejako na otarcie łez brązowy medal drużynowo na moskiewskiej Uniwersjadzie w 1973 roku. Pod bokiem reprezentanta Polski sukcesy odnosili w tym czasie Jacek Kiestrzyń, Jerzy Zwoździak, Leszek Kośniewski – dzisiejszy sponsor turniejów organizowanych przez klub Wrocławianie, Adam Mazur, Zbigniew Bugorski, Dariusz Harasym, Zbigniew Morawski, Marek Fabirowski a później Ryszard Polaczuk, Maciej Śliwowski, Dariusz Boruch, mistrz Polski młodzików Gerard Kreinbring, Jaromir Zaradny, Jacek Nowicki – lekarz po ukończeniu Wojskowej Akademii Medycznej oraz Robert Mokrzycki.
Do dzisiaj radą i działaniem wspiera Kolejarza wspomniany wcześniej absolwent Wydziału Budownictwa Politechniki we Wrocławiu - Jacek Kiestrzyń, bohater drużynowych mistrzostw Polski juniorów we Wrocławiu w 1971 roku. Pierwszej wody facecjonista oraz współautor wielu anegdot klubowych przyjął w tym turnieju zasadę ataku non stop i realizował ją niezwykle konsekwentnie, zamęczając rywali i zmuszając do odwrotu. Po sędziowskiej komendzie „naprzód” obserwatorzy tego wydarzenia nie odnotowali ani jednego kroku w tył w wykonaniu Jacka, dzięki czemu wrocławianie wywalczyli jedyny w historii Klubu szablowy medal drużynowy (Pisula, Kiestrzyń, Mazur) …
W mistrzostwach Polski różnych kategorii wiekowych szabliści wywalczyli pięć złotych medali, trzy srebrne i trzy brązowe, a Kolejarz nie prowadził szkolenia we wprowadzonej stosunkowo niedawno kobiecej szabli. Reprezentantki kraju w tej broni zdobyły dwa medale mistrzostw świata w kategorii seniorek i trzy juniorskie, natomiast dorobek mistrzostw Europy stanowią: pięć medali seniorek, trzy juniorek i pięć juniorek młodszych.